Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/43

Ta strona została przepisana.

gorących łez, płynących z oczu, była wyrazem wdzięcznej radości, przepełniającej moją duszę.
Podobnie, jak poprzednio, gdy wstawałem z legowiska, i teraz także umysł mój był w najwyższym stopniu osłabiony i przyćmiony. Przez długi przeciąg czasu nie mogłem powiązać z sobą myśli. Ale powoli odzyskiwałem możność rozumowania i zacząłem uświadamiać sobie niezwykle ciężkie położenie, w jakiem się znajdowałem.
Mimo wszystko nadaremnie usiłowałem wyjaśnić sobie, jakim sposobem mój Tygrys dostał się tutaj. Wymęczywszy umysł tysiącem rozmaitych przypuszczeń, zadowoliłem się wreszcie samą radością, że jest ktoś, kto dzieli moją smutną samotność, kto pociesza mnie swą pieszczotą.
Bardzo wielu ludzi lubi psy. Jednakże moja miłość do poczciwego Tygrysa przekraczała znacznie zwyczajną miarę i nigdy też, z pewnością, inne zwierzę nie zasługiwało bardziej na ludzką miłość. Przez siedem lat już był moim nieodłącznym towarzyszem i w licznych wypadkach dawał mi dowody szlachetnych zalet, jakie go cechowały. Kiedy był jeszcze szczeniakiem, wyratowałem go z rąk niegodziwego ulicznika w Nantucket, który uwiązał mu kamień u szyi i chciał go właśnie utopić. W trzy lata później dorosły już pies odpłacił mi sowicie tę usługę, ocalając mnie przed napaścią ulicznego rabusia.
Powitawszy tak serdecznie Tygrysa, przyłożyłem zegarek do ucha i sprawdziłem, że znowu stanął. Tym razem nie zdziwiło mnie to wcale, byłem bowiem przeświadczony, że znowu spałem bardzo długo. Oczywiście, nie mogłem szczegółowo określić, jak długo trwał ten sen.