Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/52

Ta strona została przepisana.

jeszcze suchary, ale właściwie były one zupełnie bezużyteczne, ponieważ obrzmiałe, wysuszone pragnieniem gardło nie zdołało ich przełykać. W chwili obecnej wstrząsała mną gorączka, czułem się strasznie chorym.
To tylko może wytłumaczyć fakt, że dopiero po upływie wielu godzin, przepędzonych w najczarniejszej rozpaczy od chwili próby z fosforem, uświadomiłem sobie mój błąd. Wszakże zbadałem tylko jedną stronę papierowego strzępa. Nadaremnie siliłbym się opisać wściekłość, — (wściekłość, jak mi się zdaje, górowała nad wszystkiemi innemi afektami w tej chwili) — jaka mnie ogarnęła, kiedy pojąłem, że zawiniłem najniewiarygodniejszą lekkomyślnością. Bo przecież możnaby błąd naprawić, gdyby nie to, że własna głupota i nierozwaga wyrządziła mi najgorszego figla: — W dziecinnej złości, przygnębiony zawodem, że nie znalazłem na kartce ani słowa, podarłem papier na kawałki i rozrzuciłem je niewiadomo gdzie.
Z tej najgorszej opresji wyratował mnie spryt Tygrysa. Gdy po dłuższem szukaniu odnalazłem strzępek podartego papieru, podsunąłem go psu pod nozdrza i zachęciłem go, by szukał reszty. Ku memu zdumieniu (ponieważ nigdy dawniej nie uczyłem go tej sztuczki, którą słyną psy tej rasy), Tygrys pojął natychmiast, czego żądam od niego, zaczął węszyć dookoła i niebawem odnalazł drugi duży kawałek papieru. Przyniósłszy go, potarł nosem o moją rękę, jakgdyby domagając się uznania za swą usługę. Pogłaskałem go po głowie, poczem zabrał się zaraz do dalszego szukania. Tymrazem trwało to kilka minut, ale wreszcie powrócił, niosąc jeszcze jeden strzęp. Ponieważ wydawało mi się, że podarłem papier na trzy kawałki, miałem teraz nadzieję, że trzymam już całość w ręku.