Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/55

Ta strona została przepisana.

mi niebezpieczeństwo, ale mimo wszystko nie zdołałem znaleźć zadawalniającego rozwiązania zagadki.
Niebawem po powrocie z bezskutecznej wyprawy do ukrytych drzwiczek, zanim jeszcze zwróciłem uwagę na szczególne zachowanie się Tygrysa, powziąłem był postanowienie, że w jakiśkolwiek sposób dam znać ludziom, należącym do załogi, o mojej obecności wewnątrz statku, albo też — gdyby się to nie powiodło — przebiję sobie siłą przejście na pokład. Ta na wpół pewność, że w ten czy ów sposób zdobędę ocalenie, napawała mnie odwagą, (której inaczej może by mi zabrakło) i pozwalała znosić bez szemrania dręczące mnie dolegliwości. Ale kilka słów, jakie wyczytałem w liście Augusta, zamykało przede mną ostatnie drogi ratunku i teraz dopiero w całej pełni pojąłem grozę mego położenia. Z rozpaczą padłem ponownie na materac i przeleżałem na nim, o ile mogłem obliczyć, cały dzień i całą noc. Pozostawałem w stanie jakiegoś przytępienia umysłowego i w rzadkich tylko momentach odzyskiwałem zupełną przytomność i zdolność myślenia.
Dopiero po upływie dłuższego okresu czasu podniosłem się znowu i siedząc, zastanawiałem się nad tragizmem mojego losu. Nie wydawało się możliwem, bym mógł przeżyć bez wody jeszcze dwadzieścia cztery godziny! — nie! to było bezwarunkowo niemożliwe. Podczas pierwszych dni niewoli we wnętrzu statku, korzystałem niejednokrotnie z alkoholicznych kordjałów, jakie August mi pozostawił. Obecnie potęgowały one tylko gorączkę, a w niczem nie umniejszały pragnienia. Zresztą i wódki pozostało już niewiele, zaledwie trochę brzoskwiniowego likieru, przeciwko któremu buntował się mój żołądek. Kiełbasy zjadłem już doszczętnie, z szynki pozostał zaledwie mały kawałek skóry, suchary