Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/58

Ta strona została przepisana.

w ciągu niewielu minut będę całkowicie oddany mu na pastwę.
Dobywając ostatka sił, nagłym, rozpacznym ruchem odtrąciłem psa, chwyciłem koce, leżące na materacu i cisnąłem na niego, zanim zaś zdołał się z pośród nich wywikłać, wyskoczyłem ze skrzyni i zamknąłem mocno drzwi za sobą. Podczas walki wypuściłem z ręki ochłap szynki, tak że jedynym moim zapasem żywności była teraz flaszka, zawierająca odrobinę brzoskwiniowej wódki.
Zanim uświadomiłem sobie dobrze, co robię, bez namysłu — jak małe dziecko, doprowadzone do złości — podniosłem flaszkę do ust i wysączyłem jej zawartość do ostatniej kropli, a potem z wściekłością cisnąłem pustą butelkę na podłogę.
Zaledwie przebrzmiało echo brzęku tłuczącego się szkła, dosłyszałem cichy głos od tylnej strony statku, wołający mnie po imieniu. To zdarzenie, tak bardzo nieoczekiwane, wprawiło mnie w tak straszne i dziwne podniecenie, że daremnie siliłem się odpowiedzieć. Głos odmówił zupełnie posłuszeństwa, a jednocześnie wstrząsnął mną dreszcz śmiertelnej obawy. Albowiem wiedziałem, co się stanie. Jeżeli nie odpowiem, przyjaciel mój będzie sądził, że umarłem i, nie czyniąc dalszych poszukiwań, powróci tam, skąd przyszedł. Stałem wśród zwałów ładunku, niedaleko skrzyni, dyszałem ciężko i walczyłem z sobą o słowo, o jedno słowo. Ale gdyby życie tysiąca światów zależało od tego, nie potrafiłbym wydobyć głosu z krtani.
Słyszałem wyraźnie stukot cichych kroków, odzywający się niezbyt daleko. Potem nawoływanie stawało się coraz cichsze i mniej wyraźne, aż wreszcie zamarło. Nie zapomnę nigdy wrażeń, jakie przeżyłem w owej strasznej chwili.