Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Noc zbliżała się już ku końcowi. Zbuntowani marynarze mogliby zauważyć jego nieobecność w kasztelu, a o ileby z brzaskiem dnia nie powrócił na swe legowisko, życiu jego groziło niewątpliwie niebezpieczeństwo. Świeca wypalała się szybko, a przedostanie się w ciemnościach do głównej luki było połączone z niesłychanemi trudnościami.
Poza tem wszystko przemawiało za tem, że już nie żyję. W tym zaś wypadku nie mógł już dać mi pomocy, nawet gdyby dotarł do skrzyni, będącej mojem schroniskiem, a natomiast narażał się na pewną zgubę. Kilkakrotnie wołał mnie po imieniu i nie otrzymał odpowiedzi.
Wiedział również, że od jedenastu dni i jedenastu nocy miałem zaledwie dzbanek wody do picia. A przecież musiał przypuszczać, że zużyłem wodę już w pierwszych dniach pobytu w kryjówce, ponieważ oczekiwałem, że przybędzie, przynosząc mi nowy zapas wody.
Przyszedł pod pokład z pomieszczenia, gdzie było dobre powietrze. Wobec tego atmosfera pod pokładem wydawała mu się tem bardziej trująca i zabójcza. Zaduch dokuczał mu bardziej, aniżeli mnie w chwili, kiedy wchodziłem do kryjówki, albowiem wówczas luki były jeszcze otwarte i dopływ powietrza z zewnątrz odświeżał atmosferę wewnątrz statku.
Jeżeli do tego wszystkiego dodamy jeszcze owe krwawe i okropne sceny, jakich mój przyjaciel był niedawno naocznym świadkiem, jeżeli weźmiemy w rachubę jego udręki i niebezpieczeństwo śmierci, ciągle jeszcze wiszące nad jego głową. — to bezwarunkowo można zrozumieć, że w takiej sytuacji energja młodego chłopca musiała osłabnąć. Trudno zatem uczynić Augustowi jakiśkolwiek zarzut, że zaniedbał obowiązków przy-