Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/83

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.


August zapoznał mnie tylko w najogólniejszym zarysie z wypadkami, jakie rozegrały się na statku. Dopiero znacznie później dowiedziałem się wszystkich szczegółów. W tej chwili nie było na to czasu. August nazbyt się obawiał, czy zdoła powrócić na czas do kasztelu, bez zwrócenia na siebie uwagi; ja płonąłem pragnieniem, by jaknajszybciej opuścić więzienie, które mi obrzydło.
Postanowiliśmy zatem, że obydwaj udamy się natychmiast przez lukę ku kasztelowi i że ja ulokuję się tymczasowo tuż poza otworem w ścianie, w pobliżu mego przyjaciela, który postara się wybadać sytuację.
Świadomość, że pozostawiamy biednego Tygrysa w zamkniętej skrzyni, sprawiała nam obu wielką przykrość, nie wiedzieliśmy jednak, co uczynić. Wydawało się, że pies jest teraz zupełnie spokojny, nie słyszeliśmy nawet jego oddechu, chociaż przykładaliśmy uszy do ściany. Przypuszczając, że wierne zwierzę zdechło, otworzyłem drzwi skrzyni. Tygrys leżał na podłodze w stanie zupełnego odrętwienia, ale żył jeszcze. Nie można było tracić czasu, ale teraz nie mogłem już porzucić nieszczęśliwca, który dwukrotnie ocalił mi życie.
Trzeba było przedsięwziąć cośkolwiek, by go uratować. Powlekliśmy go z trudem z sobą. Parokrotnie musiał August wytężać wszystkie siły, by wdrapać się