Ta strona została uwierzytelniona.
Raz idącemu powoli
Kazał mi z sobą biec Bożek swawoli,
I różczką z hijacyntu poganiał mię wciąż,
Biegłem więc przed nim bez zwłoki,
Przez dzikie knieje i wzdęte potoki,
W tém w nogę niespodzianie ukosił mnie wąż.
Już ledwie osłabły żyję,
Już krew z przestrachu do twarzy mi bije,
Już mię Bożek miłości więcéj nie pogania,
I litując się boleści
Lekko mnie swemi skrzydełkami pieści,
I mówi: Ty nie jesteś zdatnym do kochania.