Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 118.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiął swego mój młodzieniec;
I właśnie gdy zwycięzki kładł na głowę wieniec
I pieścił się z najmilszą zdobyczą swych trudów,
Przez przypadek nieszczęśliwy
Nadszedł na to Lubon tkliwy,
I stał się widzem tych cudów.
Nieba! zawołał, i ty jasne słońce!
Księżycu! co oświecasz zdradne niewierności,
Wy świadkowie mych czułości,
Gwiazdy świetne, nocy gońce;
Przestańcie świecić, przykra mi jest światłość wasza,
Wzrok mój mocy jej nie znasza.
Róże! coście czułości ozdabiały czoło,
Możecie już więdnąć sobie,
Po tak nielitościwej na mą tkliwość probie
Patrzeć już na was nie mogę wesoło.
Nie skarz się, rzecze mu przyjemnie,
Piękna dama na której niewierność narzekał,
Czyniłam co było ze mnie
Abyś na twoją szczęśliwość nie czekał;
Coś dziś widział gorszyć się z tego niemasz prawa,
Na obu jestem łaskawa
I nadgrodę za miłość waszą dzielić muszę,
Jemum ciało już dała, tobie daję duszę.


Fanatyzm.


Krzyż w jednej ręce, żelazo ma w drugiej,
Zasłonił oczy, pozatykał uszy,