Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 143.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ach! może jeszcze jaką upatrzę w niej wadę,
Może strojowi jaką dać mogę ozdobę.
Wszystkich talentów zawołam na radę,
Żeby zupełnie piękną zrobić tę osobę:
Może też to mój dowcip zgaszony zapali....
Obaczmy ją raz jeszcze,
Rozważmy na gustu szali
Czy się nie darmo nią pieszczę;
Bo dotąd zawsze pełen podziwienia,
Nie miałem nigdy czasu rozważenia.


Chwyta zasłonę, i z przestrachem ją opuszcza.


Lecz jakie straszne czuję poruszenie
Tykając się tej zasłony!
Bojaźń po wszystkich członkach rozsyła mi drżenie.
Czego się lękasz szalony?
Czyli się zbliżasz do Bogów świątyni?
Kamień to, twoje to dzieło...
Cóż z tego; co nam Bóztwem lekkowierność czyni,
Innyżli początek wzięło?


Podnosi zasłonę i uniża się pod nią, widać statuę Galathei na pedestale małym, ale wywyższonym kilku stopniami marmurowemi.


Bierz cześć odemnie Glatheo miła,
Wybacz, dotąd się myliłem;
Chciałem cię stworzyć Nimfą, Boginią zrobiłem,
Wenus ci miejsca swego ustąpiła.