Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 145.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Schodzi pomięszany i drżący.


O! niepotrzebna bojaźni.
O! nieukrócona pycha!...
Nietknę jej... Bogowieby mię za to skarali.
Do swej ją spółeczności już pewnie wezwali.


Znowu na nią spogląda.


Jakich jej dodasz wdzięków, co chcesz w niej odmienić?
Zbyteczna doskonałość jedynie jej szkodzi;
Żebym cię mógł mniej Galatheo cenić,
Już ci na niczem nie schodzi.


Czule.


Ale ci na duszy zbywa,
Postać jej twoja wymaga koniecznie.


Z większą jeszcze czułością.


Ach! jak piękna ta dusza, i jak jest szczęśliwa,
Która twe ciało ożywi skutecznie.


Zatrzymuje się chwilę, potem siadłszy mówi głosem przerywanym i mienionym.


Lecz gdzie mnie tak okrutne szaleństwo unosi...
O co Pigmalion prosi...
O Nieba.... już spadła zasłona błędu;
Niewartem żadnego względu.