Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 162.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakie ztąd krwi rozlanie, jak zjadłe gonitwy,
Z jakim mężnym uporem wydawane bitwy,
Jakie z obustron znaczne poniesione straty,
Klęski nie nadgrodzone późniejszemi laty!
Ale dość na tym. Muza prośb moich wysłucha,
Wy krytycy nadstawcie łaskawego ucha,
I czy to dla pożytku, czyli dla zabawy,
Cierpliwie posłuchajcie do końca tej sprawy.
Ledwie tylko jutrzenka nocne gubiąc cienie
Jaśniejsze światu dawać poczęła odzienie,
Przez dziada Organista nagle obudzony,
Co najrychlej uderzyć rozkazał we dzwony,
Ogłaszając śmierć baby, która tejże nocy
Bogu ducha oddała po ciężkiej niemocy;
A księdzu testamentem za świadczone łaski,
Krowę dała i masła starego pół faski.
Silnemi barki dziadów w tę i owę stronę
Ogromne dyndy hałas czynią poruszone.
W miękkiej złożony chrapał Ksiądz Pleban pościeli,
Znużony nabożeństwem z wczorajszej niedzieli:
Na jawie nabożnemi nabitą myślami
Mając głowę, nudził się podobnemi snami.
Śniło mu się, jakoby po ścieszce zbyt śliskiej
Na siwej faworytce do wioski pobliskiej[1]

  1. Swawolny Czytelnik niech nie mniena, żeby to o inszej faworytce mowa być miała, jak o kobyle siwej, na której Ks. Pleban zwykł był jeździć do chorego. Przykładne życie Prałata, o którym tu mowa, od wszelkiego podejrzenia go uwalnia.