Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 175.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale mężnego serca Jan niemyśląc długo,
I w tak wspaniałym dziele spiesząc się z przysługą,
Tak dobrze w mocny zamek tęgi raz wymierzył,
Że jak najsłabszy pęknął, skoro go uderzył.
Runęły drzwi ogromne, a tak siły wspólne,
Do wewnętrza kościoła miały przejście wolne,
Jak gdyby z pomocą armat z swych murów spędzeni,
Już nie bronią przystępu smutni oblężeni,
Niczym niezatrzymany nieprzyjaciel wchodzi,
I dziękując, na tryumf Te Deum wywodzi;
Tak i oni jak tylko do kościoła weśli,
Zaraz trzykroć klęknęli, trzykroć się podnieśli,
Każdy się z nich do modlitw udając gorliwych,
Niebieskiej chciał pomocy w zamysłach szkodliwych.
Pierwszy się Organista porwał niespokojny,
I drugich do rozjadłej pobudzając wojny,
Rzekł głosem bohaterskim: «drogi czas ucieka,
«Teraz pora sposobna, nieprzyjaciel czeka.»
I światłem tlejącego prowadzony garka,
Co go od wiatru szklanna broniła latarka,
Najpierwszy na złe wschody odważnie wstępował,
A swą śmiałością innym drogę pokazował.
Ale kiedy do góry prowadząc krok śliski,
Wlazłszy na wierzch, Organów samych już był bliski,
Sumienie go ruszyło, i nieznanej trwogi
Pełen, sam poniewolnie musiał cofnąć nogi.

Jak kiedy idąc z wojskiem naprzeciw Rzymowi,
Trzeba było Rubikon przebyć Cezarowi,