Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 180.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dobrebym interesa skutecznie popierał,
Za danie Protekcyi ludzibym nie zdzierał.
O! gdybym był uczonym, lub za niego mianym,
Nie przestałbym być w izbie niby malowanym;
Lub że zjem obiad mądry obok Majestatu,
Pisałbym to i dowiódł niewiernemu światu,
Że zkądkolwiek zagadnie, z której chce tknie strony,
W Prawie, w Rymach i Dziejach jestem nauczony.
Bym kiedy był małżonkiem, nie byłbym zazdrosnym,
Zazdrość, każdy to przyzna, jest zwyczajem sprosnym,
Zwłaszcza, kiedy nie idzie nikomu o Delfina,
A ma jeszcze w zapasie nie jednego syna.

Gdybym był Księdzem owym, o którym tu mowa,
Nie wiele dbałbym, czy ta baba, albo owa
Na organach kościoła mego miechy depcze;
Lecz cóż począć, gdy komu ambicya szepcze,
I nienawiść podburza; poruszyłby piekło.
Zwołał był ksiądz na radę, jak się wyżej rzekło,
Kommendarza. Rozumem i latami stary,
Przywlókł się też o kiju zacny Ksiądz Wikary,
Pobożny Podproboszczy, Altarysta prawny,
Z sąsiadem o altaryą swą kłótniarz ustawny;
Ksiądz kapelan Bernardyn, który tam przebywa,
I pałka sed cum voce siadł informativa.
Każdy się z nich z skromności najmniejszym być mniema
I kłótni tam o miejsce między niemi niema.

Gdy się każdy przed świętym Duchem upokorzył,
W te słowa tłusty Pleban sessyą otworzył: