Rynku bohater dwóch światów, Tadeusz Kościuszko pod hasłem Polski ludowej, dziś już zjawionej, spełnionej i wolnej. Ta sama wieża Marjacka przytuliła do swych stóp resztki swobody, przez obłudnych zaborców nazwane „wolnem i ściśle niepodległem miastem Krakowem“, — ona witała przed swym głównym ołtarzem, arcydziełem Wita Stwosza, wyłowione z Elstery i powrócone Ojczyźnie zwłoki Księcia Józefa, ostatniego rycerza Polski i marszałkła dziś tak nam drogiej, siostrzanej Francji, — ona wstrząsnęła się grozą na odgłos armatniej salwy, danej w „wiosnę ludów“ 1848 roku do bezbronnych mieszkańców, — ona wraz z drugą samotnicą Rynku krakowskiego, średniowieczną wieżą ratuszową, nasłuchiwała ku północy przez cały 1863 rok, czy z lasów za kordonem rosyjskich siepaczy zabrzmi ku niej pieśń tryumfu czy klęski. A kiedy w 1869 r., po nadaniu autonomji byłej Galicji, wrócił macierzysty język do szkół i urzędów, kiedy duch narodu zaczął się budzić i krzepić, badać przeszłość i zgadywać jutro, ona razem z wawelskim „Zygmuntem“ kołysała się śpiżową modlitwą swych dzwonów nad prochami Kazimierza Wielkiego, co przełożone ze skrytki w murze spoczęły w przepysznym grobowcu obok ojca Łokietka i wnuki Jadwigi.
W ćwierć wieku później rozśpiewała się znowu hejnałem nad hejnałami. Witała nim najjaśniejszego ducha, jakiego naród polski wydał, ducha, co rozpoczynając swe arcydzieło poetyckie słowami:
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie
uprosił Ją hymnem swej rozmodlonej duszy, że go wróciła na Ojczyzny łono, prochem wprawdzie, w małej ołowianej trumience wprawdzie, ale pomazańcem z ducha i jako arkę przymierza między dawnymi a nowymi laty położyła Go między koronowa-