— Już miałem pełno zdobyczy, najrzawszy na uboczu zamożny dwór jakiś, wpadłem doń niezwłocznie. Sam oto znalazłem tą moją brankę u nóg starego ojca. Lecz daremnie mnie błagał, daremnie mi obiecywał skarby trzykroć większe, jam porzucił nawet łup już zabrany i, porwawszy brankę na koń, uszedłem jak zamroczony.
Okrzyk oburzenia dał się słyszeć śród słuchaczów: żałowano tylu skarbów straconych. Zaczem rycerz ruszył ramionami litośnie i ciągnął rzecz swoją dalej:
— Snadź głośno skargi starca poszły w ślad za mną, bo mię dognali Lachy nad Wisłą: uszedłem wprawdzie wraz z branką, ale dotkliwym ciosem porażon. Wziął mię ból i gorączka, aż ległem na wóz i choroba mię zmogła doszczętnie. Wtedy to owa Laszka nie żałowała koło mnie starania i jej winienem zdrowie i siły; zaś przecie mogła ujść naonczas z łatwością lub nawet zbawić mię żywota. Więc cóż za dziw, że, opuściwszy łoże, przyrzekłem ją odesłać rodzicowi, a z nią razem i skrzynię z bóstwami, bo o to najwięcej błagała.
Taka opowieść zdumiała wszystkich niemało i rozbudziła powszechną ciekawość. Sam książę podstąpił do wozu i rozkazał brance podnieść zasłonę. A wtedy ujrzano najpiękniejsze oblicze przy wspaniałej postaci.
— Sława twej urodzie krasawicy Laszko! — zawołał Jagiełło.
— Sława tobie i twemu ludowi, jeśli umiesz słabość niewiast szanować! — odparła
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.