— Puśćcie mię, panie, bo oto już świta i pilno mi na służbę do świątyni.
— Pal licho twoją świątynię i bóstwo, a ty na pewno lepiej nie życzysz, bo tak mi się coś widzi, czy ty nie jesteś jednym z tych nieszczęśników, których popchnęły na hazard słowa młodziuchnej Jadwigi, jeszcze za czasu pobytu w Budzie[1].
Trojdan, słysząc te słowa, pobladł bardzo widocznie, lecz Sundstein chwycił go za ramię i trząsł poufale, mówiąc zwolna:
— Wszak te jej słowa obiegły cały tłum ówczesnej młodzieży rycerskiej: czyżbyś ich zapomniał? Oto są:
«Ten by mi był rycerz najupodobańszy, któryby się ośmielił przedrzeć do zgromadzenia pogańskich w Litwie kapłanów i potrafił ich przejąć miłością zasad chrześcijańskich.»
— Nieprawdaż? a dziś, mogę ci zaręczyć, jeszcze więcejby głów mogła obałamucić.
Trojdan wydzierał się teraz już gwałtownie.
— To cię drażni, więc już zamilczę, bo chcę mówić o swojej sprawie, którą ci powierzam, jako rycerzowi: oto kocham Pojatę i postanowiłem ją porwać, a liczę w tem na ciebie...
— Omyliliście się, panie.
— Ha, to będę musiał pogadać z Jerbutem o tobie i twoich zamiarach — zagroził krzyżak.
- ↑ Stolica Węgier.