Zaledwie udało się Pojacie wytłumaczyć jej, że w zamku nikomu już nie pomoże, a siebie narazi na zgubę niechybną.
Ale i w świątyni było niebezpiecznie, bo co chwila wpadały kupy rozbestwione i na nic nie baczne, a obok tego Trojdan teraz przypomniał sobie groźby Sundsteina i zapowiedź stawienia się do świątyni.
Gdy przeto obie strwożone niewiasty tuliły się do niego, jakby szukając opieki, wspomniał na szczęście o cichym i ustronnym klasztorze oo. Franciszkanów i tam ruszył niezwłocznie, sunąc przez znane sobie zaułki. Ciemność nocy kryła ich przed napastnikami, więc stanęli wkrótce przed furtą, niepewni, jakiego rodzaju przyjęcia doznają. Jakoś dość długo pukali nadaremnie, żaden szmer nie odpowiadał z wewnątrz.
— Czyżby ich pobito? — pomyślał Trojdan i wtedy przypomniał hasło, udzielone sobie przez wiernego Wszebora. Bez namysłu uderzył silniej w furtę i powiedział wyraźnie:
— Miłość i poświęcenie!
Jeszcze nie zdążyły go spytać niewiasty o znaczenie tych słów, gdy furta się otwarła, a siwy starzec z pochodnią ukazał się w progu i w milczeniu wprowadził ich do środka.
Po chwili znaleźli się w izbie zwykłej, niedużej, gdzie z jednej strony było małe wzniesienie, a na niem krzyż drewniany i kilka takichże lichtarzy.
Trojdan wszedłszy ukląkł pobożnie, a przelękłe niewiasty, ponownym strachem zdjęte,
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.