Już słońce ozłociło przepyszne gaje i lasy nadrzeczne do połowy, kiedy opuścili czółno, pożegnani błogosławieństwem zakonnika.
Odtąd musieli iść pieszo nad brzegiem rzeki, a było tej drogi jeszcze mil cztery z okładem. Pojata szła raźnie i lekko, bo śpieszyła do ukochanego ojca i ulubionej siedziby, za to Aksena, wyczerpana wypadkami nocy i moralnie osłabiona, a pieszej pielgrzymki niezwykła, musiała często wypoczywać.
Na szczęście drożyna wiodła przez kraj niemal zupełnie niezamieszkały, choć prześliczny i pełen niewyczerpanych powabów. To też Trojdan zapomniał o troskach i całą duszą poił się wdziękami przyrody, pożądliwie ścigając oczyma śliczną Pojatę, która zdawała się być jakiemś bóstwem opiekuńczem tych malowniczych gajów. Niewinne dziewczę, gdy odbiegało od boku Akseny, wnet igrało, jak ptaszę, a pełnemi garśćmi rwało wonne zioła i kwiaty. Poczem stawało zarumienione przed przyjaciółką i znowu łzą rzewną jej oczy zabłysły, a Trojdan patrzył i niby śnił na jawie. Za pokarm mieli chleb zakonników i nieco jagód uzbieranych przy drodze, a za napój — wodę źródlaną. Od napaści dzikiego zwierza Trojdan miał miecz pod suknią ofiarnika, Aksena zaś sztylet, z którym się nie rozstawała.
Tak uszli szczęśliwie już połowę drogi, gdy zaniepokoiły ich jakieś ruchy i szmery z obu stron drogi. Napróżno Trojdan wchodził w gąszcz leśny raz i drugi, nic wykryć nie zdołał. Aż tu znowu się zdało, że ktoś prze-
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.