Rozkazał go natychmiast wyszukać i sprowadzić.
Za chwilę stanął przed nim wylękły okrutnik, a on wtedy jął nad nim pastwić się słowami niby szczerej troskliwości.
— Jakże pan twój, a ukochany mój stryj, ma się obywać bez ciebie, gdy cię miłował nad innych?
— Miłościwy książę! nie godzien jestem tego zaszczytu, bo mię Kiejstut nie lubił; oto Sławeńko, którego wynosił nad innych!
— Porzuć tę skromność, waleczny rycerzu, wiemy jak łacno twoje rady były spełniane, czego dowodem jest choćby ostatnia wyprawa na Wilno. Więc ciesz się, że wkrótce wraz z panem zasiądziesz przy uczcie bogów i będziesz zażywał z niewyczerpanej czary roskoszy.
Jurga, widząc bliską swą zgubę, padł kornie na kolana i rzewne łzy lejąc, błagał już o darowanie życia, ofiarując wzamian wszystkie swe dostatki, a nawet żonę i dzieci.
Lecz lud, rozwścieczony przeniewierstwem Jurgi, wnet porwał go siłą i wlókł na stos, gdy nagle przebił się Sławeńko i śmiało wstąpił na stos, uderzając w struny bardonu.
Gdy tłum cofnął się zdumiony, a Jurga, korzystając z chwili, umknął śpiesznie, rozległy się słowa rzewnej, pożegnalnej pieśni:
Rozstąp się ludu! Zejdźcie z nieba chmury!
Ausko![1] różane otwieraj sklepienia!
Jasne wieczności radujcie się góry!
Oto potomek niebianów plemienia,
Którego ziemia godną nie była,
Do bogów czystą duszę posyła.
- ↑ Auska — bogini jutrzenki u Litwinów.