Że dzień był pogodny, dosiedli wnet koni w towarzystwie niewielkiego orszaku i ruszyli ku Ponarskim górom.
Jakoż już zdala ujrzeli połyskujący budynek, który kształtem istotnie przypominał kościół. Gdy stanęli śród wysokich ścian, ujrzeli na najwyższym zrębie brodatego majstra, pilnie pracującego z siekierą.
— Hej, panie cieślo! — zawołał gniewny książę — cóż to za osobliwy dom stawiasz? a nie możnaby wiedzieć, kto w nim będzie mieszkał?
— Pan wielki. Pan bardzo wielki! — odpowiedział mruczący cieśla i nie spojrzawszy na księcia, kończył śpiewając robotę.
— Do miljona Perkunów z tym panem! rzekł na to Jagiełło tupając, — kto wam pozwolił na cudzej ziemi stawiać kościoły?
— Kto pozwolił? — powtórzył cieśla niedbale — oto wiecie co, idźcie swoją drogą, nie mam czasu z wami rozmawiać.
Książe prawie oniemiał z oburzenia, lecz po chwili, bacznie wpatrując się w onego majstra, zakrzyknął z podziwem i jeszcze większym gniewem.
— Na Pekola! toż mój Dowojna! Dowojna, czyś rozum stracił, co tu ty robisz na dachu?
— A to wy, książe! — odparł ów, szybko obnażając głowę. — Witajcie, miłościwy panie, i darujcie słudze swemu, który w samej rzeczy już część znaczną rozumu utracił.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.