polskich śpieszył do córki arcykapłana ze słodkiem słowem i zalotnem spojrzeniem.
Sam książę, najlepszej będąc myśli, rad mówił z każdym, świadczył honory publiczne sędziwemu Lizdejce i Pojacie.
Ale starzec nie dał się ująć pochlebstwem lub wykrętną obietnicą i czekał jeno sposobnej chwili.
Kiedy już uczta dobiegała do kresu, a ogólna serdeczność wzięła najwyższą miarę, powstał Lizdejko i rzekł gromkim głosem, zwracając się do Jagiełły:
— Z całego serca życzymy ci, książe, powodzenia w twoich zamysłach, lecz bacz, byś, goniąc za obcymi i ich sławą, nie uronił serc swojego ludu i nie przepomniał o rodzinnej Litwie.
— Nie kłopocz się o to, ojcze, i bądź spokojny, bo mi Litwa nigdy drogą być nie przestanie i rychło do was powrócę — odparł Jagiełło.
— Wierzymy ci, lecz wróciszże nam taki, jaki odjeżdżasz? Wróciszże wierny swoim bogom i gotów życie dać w ich obronie? — ciągnął już gwałtowniej nieubłagany starzec.
Na chwilę wtedy zapanowało milczenie, a ten i ów z biesiadników starał się odwrócić rozmowę w inną stronę.
Sam Jagiełło przybladł nieco i nie ukrywał silnego zniecierpliwienia.
— Więc jakże, książe? nic że nie powiesz nam na zaspokojenie? — nalegał już groźnie Lizdejko.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.