cale inne powzięła zamiary: zdało się jej, że młody Firlej wróci w końcu do niej, więc postanowiła jeszcze odwlec chwilę poręczenia z rubasznym Dowojną.
— A gdzie orszak weselny? — spytała spokojnie.
— Na cóż nam orszak, Heleno? cóż nam po godownikach, gdy dusze nasze są utęsknione w tej długiej rozłące? — biadał smutny Dowojna.
— A przecież ja nie stanę inaczej do ślubu.
Więc skoczył ów nieszczęśnik, gwałtownie dotknięty, i zakrzyknął:
— Skądże chcesz przecie orszaku godowników, skoro pogan brać się nie godzi, a chrześcijan tu nie masz?
— Niema ich dziś, lecz mogą być jutro, a twoja rzecz o to się postarać, jeśli chcesz, bym ci stanęła przed ołtarz.
Na to już nawet oburzył się stary Habdank, lecz próżno prosił i nakazywał, — Helena została w swym uporze.
Lecz Dowojna już na to się nie gniewał. On jeno litośnie wzruszył ramionami, na boku westchnął boleśnie, poczem wziął kij pielgrzymi i płaszcz i wyszedł bez pożegnania w stronę swych włości i ziemian znajomych nad Niemnem.
Odtąd smutny wiedli żywot samowtór z ojcem w opuszczonej baszcie, a szczególniej od czasu, kiedy gruchnęła zewsząd wieść o wkroczeniu krzyżaków na Litwę.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.