czym. Zachęcony dobrem słowem i puharem wina, wróżył wszystkim jak najlepiej, samemu Sundsteinowi w myśl upragnioną utrafił, na lica Heleny dobył rumieniec wspomnieniem Dowojny, a i Pojacie szepnął do ucha coś takiego, co rozweseliło dziewczę, jak nigdy.
— Ostańże tu w obozie z nami, lekki staruchu! — rzekł, to widząc komtur, i obiecał swoją łaskę Radziejce.
Ów wykręcił się łatwą gadką, lecz odtąd jakby przyrósł do obozu, a osobliwie do baszty i Pojaty.
Dziewczę go polubiło niezmiernie, a on szedł czasem do Sundsteina, niby ze zwiadów wracając, i plótł mu a radził i, dzięki temu, namiętny krzyżak nieraz już żądze swoje gorące potłumił i powstrzymał się od wybuchu.
— Niech cię wprzód żądze, niby psy dziada, skąsają, a lepiej ci później będzie smakowała niewinność — powtarzał ustawicznie komturowi do ucha.
Ten zaś krzepił się, jak mógł, i silił wszelkimi sposobami o dobrowolne pozyskanie dziewczęcia, ale te starania nie dawały żadnego skutku, a Helena już wprost oburzyła się i nie kryła swojego gniewu.
Innym znów razem przybiegł do obozu zaufany goniec krzyżacki, śpieszący z Krakowa do Wielkiego Mistrza.
Sundstein rozkazał mu opowiadać nowiny w przytomności niewiast, aby im przez to niejaką sprawić uciechę.
Więc goniec tak mówił, wina dobrze przepiwszy:
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.