gdy pierwsza nawała jeźdźców runęła na nią i siłą rozpędu wnet rozbiła kupy na drobne oddziałki i pojedyńczo broniących się, lub zgoła już umykających żołdaków.
Wtedy szły w robotę miecze polskie i litewskie i gęsto siekły wrogich Niemców, a wnet i piechota nadbiegła, aby krótkiemi włóczniami dokonać zniszczenia.
Napróżno Sundstein zagrzewał swe wojsko, a starszyzna usiłowała skupić oddziały i wprowadzić jakiś ład; wojsko litewsko-polskie już teraz szło oddzielnemi chorągwiami i wszędzie naokół gromiło wroga bez litości i upamiętania.
Już stosy trupów krzyżackich zaległy obóz naokoło, już niemal ustały dłonie rycerskie, siekąc i bodąc nieprzyjaciela, już tylko oddzielne kupki wroga broniły się trochę, starały ujść w puszczę lub całkiem rzucały broń i błagały o litość. Ale i ucieczka była już trudna, gdyż na pierwszy odgłos bitwy wybiegł lud okoliczny z chat i leśnych sadyb i zoczywszy, co się dzieje, wnet skoczył na pole bitwy. Zbroił się kmieć naprędce, to w topor, to choćby w pałkę dębową, nabitą krzemieniem, i ochoczo płatał łby Niemcom, goniąc ich w lesie i w głębokich wąwozach.
Takie to było kochanie Niemców ze strony ludu litewskiego, nad którym głupi Sundstein już myślał kiedyś panować.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.