Już nawet chcieli basztę opuścić i biec ku przyjaznym wojskom, ale u drzwi wchodowych dzikie knechty drogę im zawarły berdyszami, śmiejąc się grubijańsko.
Poznali tedy, że układny Sundstein wszystkich zarówno dzierży w niewoli.
Niebawem gwałtowny tętent rozległ się u podnóża baszty, a za chwilę wpadł Sundstein, ciężko dysząc i dziko tocząc oczami.
Poskoczył gwałtownie, zoczywszy Pojatę i schwyciwszy ją w pół, nie mówiąc ani słowa, cofnął się nazad ku wnijściu.
To widząc Radziejko, dobył sztyletu i uderzył, ale cios ośliznął się na zbroi rycerskiej i Sundstein, wściekle zakląwszy, dopadł konia i zginął w puszczy.
Ale w te pędy przypadł ów rycerz w srebrnym szyszaku i dostrzegłszy uchodzącego, ruszył wnet za nim, dobywając całych sił ze swojego kasztana.
Tak gnali za sobą śród drzew i krzewów, wreszcie kasztan zbliżył się znacznie do uciekąjących.
— Stój, zbóju! — wołał rycerz, nie odważając się wypuścić strzały. — Stój! albo cię mój grot przebije!
— Ktokolwiek jesteś, uderzaj, rycerzu, i nie obawiaj się o mnie! — rozległ się w uszach rycerza głos drogiej Pojaty.
Więc poparł kasztana jeszcze gwałtowniej i cisnął włócznią w konia krzyżackiego. Chybił, lecz jeszcze chwilę wierzył, iż zgoni i weźmie krwawą pomstę nad krzyżakiem.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.