Na to mówca całkiem już opryskliwie:
— Niech kto inny tego szczęścia sprobuje, jam go nie łaknący, i wolę ciszę pustelni.
Dokoła powstał śmiech, a królestwo nawet zbliżyli się i słuchali całej opowieści o miłości i długiem wysługiwaniu się Dowojny.
Biedna Helena, lubo słusznie ukarana, radaby pod ziemię iść ze wstydu.
To widząc, ulitowała się nad nią łaskawa Jadwiga i poszeptawszy z przytomnym biskupem Bodzantą, wezwała wnet przed siebie dziwacznego pielgrzyma.
— Jestżeś pewien, że nie masz już w sercu żadnego uczucia dla tej oto panny? — spytała go łagodnie.
Dowojna żachnął się gwałtownie i zajęknął w odpowiedzi:
— Dość mię już dręczyła, czas mi poszukać spokoju.
— Lecz za cóż ja mam cię stracić, dzielny mój Dowojna, wszak ci jeszcze nie jedną bitwę wypadnie nam stoczyć z chytrym zakonem i dzikimi tatarami? — wtrącił łaskawie król.
Na to już okazał się bezsilnym w swem postanowieniu przyszły mnich, i zerwawszy kaptur, macał przy boku, czy aby nie dosięgnie rękojeści miecza.
A lica mu przytem płonęły zapałem niekłamanym i silnym.
Strona:PL Pojata córka lizdejki.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.