Zawrzało mi w sercu, i lecę jak ślepy;
W tém spojrzę, aż ojciec powraca od rzepy.
Poznałem go oraz, więc zwracam w lot koniem,
Pomijam figurę, nuż przez rów, i błoniem
Naprzeciw. A ojciec zawołał od roli,
Poznawszy mnie także: „Powoli! powoli!
Mosanie, otawa! kto jeździ przez błonie?
A nazad, figura! zdiąć czapkę i z konia!”
U ojców bywała reguła surowa;
Więc gdy mnie konfuzya spotkała takowa,
Wróciłem i czekam pod krzyżem z pokorą,
A ojciec powiada nadchodząc: „Więc ale!
A zkądto tam waszmość ćwiczenia te biorą.
Tak koniem na ojca najeżdżać zuchwale?
Bo także przed krzyżem nie schylić już głowy.
To, widzę, po dworach obyczaj dziś nowy?”
I zmierzył mnie, konia i chłopca surowo,
I począł potrząsać i ręką i głową:
„Ba, ba, ba, mosanie! co widzę? a co to
Pachołek? koń w rzędzie? bławaty i złoto?
Nieczemu to buczno, bo widzę bończuczno!
I w drodze tak strojno? O niech mi waść wierzy.
Jam nie miał do ślubu poczciwszéj odzieży.
Toś zhardział mi, widzę, po dworach mój synku?
Dał pan, da i ojciec swoje w upominku;
Jeszcześ mi nie wyrósł z pod władzy ojcowskiéj,
Mam jeszcze ów samy monitor boćkowski;
Więc wąsy, chociażby z za ucha wygolę,
A orznę, jak ojciec, i skarcę swawolę!
I starą ja waści przypowieść wyłożę:
„Dobrze temu na dworze,
Komu doma pług orze.”
Co ojciec uskładał, to synek uporał.
Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.