Bo trzeba wiedzieć o tém, że ucztę wyprawił
Przed tygodniem pan Mniszech w prześlicznym gaiku,
Na któréj Książę Biskup długo w wieczór bawił,
I gdzie było wykwintów i gości bez liku.
Gdzie i świątynię sławy wspaniale wzniesiono,
I cyfrą Cujus festum w gwiazdy oświecono,
I strzelano z moździerzy za każdym wiwatem,
Tak iż wszyscy mówili: — „Że już stało na tém!“
Ale Pan Podkomorzy był innego zdania:
A kiedy z uczty wracał, myślą się ugania,
Jakby ten cały festyn i szlachcie zohydzić,
I partyę starościńską przed światem zawstydzić:
Więc mnóstwo jeszcze szlachty zaciągnął do siebie,
I kazał podać wina, bo był coś ponury,
I jakiś taki smutny, jakby po pogrzebie,
I bał się téż o drugich, czy się nie struł który?
Lecz gdy przyszedł do siebie — (bo kazał dać natum
In Hungaria, a w Polsce bene educatum) —
To znów jakoś powrócił do fantazyi barskiéj
I rzecze Żurowskiemu: „Mój Mości Cześniku!
Z cyfrą Księcia wyjechał? to koncept kucharski.
I z klucza strzélać kazał, jakby na prażniku?
Alboż i ten monument? ani to, ni owo!
I Biskupa gdzieś w lesie trzymać z gołą głową?
Ta to Książę poetów, ozdoba Parnasu,
Jakiéj jeszcze nie było za naszego czasu,
A on poplótł mu wieńce! a z czego? z choiny!
I oświecił mu cyfrę i trochę grabiny? —
„Otóż Panowie bracia! czas honor ocalić,
A kiedy światłem mamy lumen terrae chwalić,
To niech je każda góra Sobótką pochwali,
A że ziemia Sanocka, to niech San się pali!“