Otóż miał téż Pan Krupa i urazę słuszną,
Bo mu Biskup w plebanie wziął pociechę duszną.
Cztérdzieści lat przeżyli razem obok siebie
W serdeczności, w kochaniu, gdyby dusze w niebie,
Kiedy zechcesz zawitaj, więc o każdéj porze
Kolator na plebanii, lub proboszcz we dworze.
Razem się biczowali, razem grali w karty,
I podzielali z sobą i smutki i żarty.
Dopóki Jejmość żyła, ksiądz nie raz łagodził
Domowe spory stadła, i życie im słodził:
Bo czy Żywota Świętych, czy statuta czytać,
Czy się po przyjacielsku poradzić, popytać,
Nigdy on nie odmawiał rady, ni pociechy,
A do tego facetus, lubił także śmiechy,
Dykteryjki i żarty, choć w życiu przykładny;
Słowem Ksiądz gdyby Aniół, bez nagany żadnéj.
Lecz potrzeba nieszczęścia, że na sejmie Krupa,
Czy chcący, czy nie chcący, obraził Biskupa;
A wiedział był Ksiądz Biskup o téj zażyłości
Kolatora z plebanem, więc téż Jegomości
Umyślił ze stolicy psikusa wyprawić;
I kiedy z sejmu wrócił, począł zaraz sławić
Kanonikom proboszcza: Mości Dobrodzieje!
Zasługa bez nagrody, więc téż źle się dzieje
W dyecezyi; Ksiądz Wyrwicz najstarszym kapłanem
Wart mieć już dystynktoryum, jest tylko plebanem,
To ksiądz, gdyby Apostoł, wart nawet infuły,
Godzi mu się kanonia — wziąść do kapituły.
Pasterz kazał, ksiądz musiał, zapłakał, zabolał,
Lecz wziąść musiał kanonią, choć probostwo wolał.
Łatwiej z księdzem proboszczem, bo człek chrześcijański,
Zgadzał się z wolą Bożą — lecz Krupy fum pański
Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/087
Ta strona została przepisana.