Obrażony — więc grozi: damy my mu, damy!
Wykurzę go z biskupstwa, gdyby lisa z jamy;
Uzyskam kondemnatę w Rzymie na Biskupie,
Niechaj zna, co to w drogę zajść staremu Krupie.
To senator, dygnitarz! mówili sąsiedzi.
Próżno się tylko Wasze wielką drogą zbiédzi.
Zresztą wszakże to Księdzu głowę nie ucięto,
Ze mu dano kanoniją a probostwo wzięto.
Nie wypada oskarżać duchowne osoby,
I z kraju aż do Rzymu wytaczać żałoby;
„Nie wypada!“ odradzał sam Ksiądz Wyrwicz nawet
— Ja zginę a dojadę! oddam mu wet za wet! —
I rwał się jak szalony, i w drogę się ładzi,
A przykazał gotowość domowéj czeladzi;
Więc ztąd we dworze było wielkie zturbowanie,
Bo jakże tu do Rzymu wybiérać się Panie!?
Czy boso? jużciż boso! ale czy kuć konie?
Koń nie kuty nie zajdzie, kutym się nie godzi
Święte miejsce najeżdżać, bo podkowa spłonie,
A przygoda obrazę Pana Boga rodzi! —
No, wybrali się w końcu i za ciężką radą
Wyjechali do Rzymu — jak jadą, tak jadą!
Piąty tydzień upływa — w tym Andrzéj zawoła:
„Wszak dziś mamy Jakóba, pono Apostoła?
To my się Panie krzywo w tę drogę wybrali!“ —
— Ot byś nie bajał stary! — jedźno tylko daléj! —
„Ba daléj, daléj jechać, — jechać wreszcie nudno,
Ale to przecie Panie policzyć nie trudno
Choćby tu po węzełkach, ot na moim biczu,
Że za cztéry tygodnie jest jarmark w Łowiczu.
Ta na Święty Bartłomiéj wielki targ na skopy,
Ba i siéw też, czy same mają począć chłopy?“