I trzos z tynfami, i kaftan łosiowy,
I rzekł poważnie, gdy to wszystko dawał,
Gdym stopy jego ściskał najgoręcéj:
„W poczciwéj sprawie będziesz Wasze stawał —
O tém co daję, masz się Waść sposobić,
I w łasce Bożéj fortuny dorobić,
I dobréj sławy, bo nie dam nic więcéj...”
A matka znowu dała pokryjomu
Jeszcze dni kilka przed wyjazdem z domu,
Dała, jak mówią, na dziś i na jutro:
Więc drogą szpinkę, strojne czaple pióro,
Rysia na kołpak — niedźwiedzia na futro;
A bryka była i płótnem i skórą
Dobrze ładowna — że zapasu stało
Jeszcze w lat parę dla mnie i czeladzi;
A nadto jeszcze (co nigdy nie wadzi)
I sto czerwonych złotych się dostało;
A oprócz tego na mundur osobno,
Aby nie tykać woreczka ze złotem:
Więc się w świat można było puścić o tém,
Choć w sercu było długo mi żałobno.
Po drodze było jeszcze dość scen rzewnych:
Bo ojciec kazał objechać mi krewnych,
Błogosławieństwo na drogę uprosić,
I zlecić siebie łasce i pamięci;
Więc nie raz przyszło jeszcze oczy zrosić:
Bo cóż to serca i co dobrych chęci
Miał ten świat polski dla młodego człeka,
Każdy obdarzył — bo podróż daleka,
I błogosławił — bo kolej niepewna,
I żegnał chlebem na domowym progu,
I dał przestrogę, i polecił Bogu,
Że dzisiaj o tém pamięć jeszcze rzewna.
Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/205
Ta strona została skorygowana.