I familijne w kantorku papiéry,
I relikwiarzyk od matki nieboszczki,
I z Matką Boską ryngraf złoto-szczéry,
Święcone wianki i palmowe rószczki, —
I Święci Pańscy ozdabiali ścianę,
A łoże nisko u ziemi wysłane
Było okryte końską skórą białą,
Jako na zakon rycérski przystało.
Miał i piwnicę własną dla wygody,
Co swoim sumptem przed laty zmurował,
W niej stare wina i wytrawne miody,
A jak mówiono i stary grosz chował,
Co go przekazał po najdłuższém życiu
Na klasztor (jako starszy brat cerkiewny);
Tylko ksiądz jeden i jeden dziad pewny
Wiedział o skarbie, gdzie leżał w ukryciu.
Chodziła bowiem gadka między ludem,
Że Mohort doszedł bogactw prawie cudem.
Bo mu się nocą jakiś duch pokazał,
Wichrami gnany w czyścowéj katuszy,
I pod mogiłą skarby mu przekazał,
Prosząc, ażeby pamiętał o duszy.
Dziwne to dziwne są te sądy Boże!
Łup hajdamaków znalazł się w klasztorze.
Czyli tak było? — nie wiem — lecz gadano,
Że tém siérotom dał nie jedno wiano,
Co po humańskiéj rzezi pozostały,
I z miłosierdzia w chatach się chowały.
A ile razy tylko nów nastawał,
Za dusze zmarłych na Msze Święte dawał.