Dawnych przyjaciół lub przymierze nowe,
I miał przynajmniéj już złożyć gdzie głowę.
Ztąd tutaj tylko, i u takiéj wiary
I duch rycérski i obyczaj stary
Mógł się przechować jeszcze po staremu;
I kto tu widział wszystko jeszcze cało,
Nie mógłby nigdy nawet wierzyć temu,
Co się podówczas już w Warszawie działo.
Lecz i na kresy przyszła w końcu kreska,
Bo się poczęto przypatrywać z bliska
Sprawom i ludziom, w obozie i w radzie,
Bo się ważyły rzeczy w nowym składzie.
W koronném wojsku miał żołnierz traktament,
I cudzoziemski był już autorament,
A kawaleryi narodowéj strojem
Każdy towarzysz sługiwał o swojém,
I sam się żywił, i zbroił i odział;
Komenda polska, na chorągwie podział,
I małe poczty prowadził namiestnik...
A już z chorągwią Pan Porucznik chodził,
Kiedy Rotmistrzem był Miecznik i Cześnik,
Co nigdy w służbie ludźmi nie dowodził,
Bo w Wielko-Polsce lub w Krakowskiém siedział
I o chorągwi swojéj ledwo wiedział.
Takim to sprawy szły podówczas szykiem,
I był Pan Mohort takim Porucznikiem.
A że najstarszy był służbą i wiekiem,
Że rzecz nie stała rangą, lecz człowiekiem,
Że wiecznie siedział na miejscu i łęku,
Ztąd wszystkie końce jeden trzymał w ręku; —
Przeszli Hetmani i Regimentarze,