„Wieczorem wiele zjechało się gości...
Pan Hetman dodał uczcie wspaniałości,
I akt ogłosił w okazałéj mowie,
I w koléj puścił méj bogdanki zdrowie;
A potém póty nie odstąpił matki,
Aż wyznaczyła dzień ślubu w ostatki.
Z Malinek jadę objąć Koszowatę,
I zrozumiałem, co za kawał chleba
Dał mi Pan Hetman — wszystko tam bogate,
Więcéj wszystkiego było niż potrzeba:
Zasobno, chlebno, i miodno i mléczno,
Mączka i łączka i ryby i grzyby,
We dworze czysto, w dziedzińcu słoneczno,
W koło poczciwych sąsiadów siedziby,
I niedaleko do kościoła było...
A przecież wszystko razem nie cieszyło;
Czy to, że byłem sam jeden w tym dworze,
Czy, że tak nagle spadły dary Boże,
Że człeku trudno było w to uwierzyć,
By się udało taki los zadzierżyć?
Dość, że tak było.
„Jadę więc do matki,
Bo się już zbliżał wreszcie czas wesela,
Po drodze wziąwszy z sobą przyjaciela,
By miéć już drużbę z sobą na ostatki;
W domu nie byłem od dawnego czasu,
Bo raz ostatni przed szwedzką potrzebą,
Więc gdy dwór matki zaświécił od lasu,
To mi się zdało, żem zobaczył niebo!
„Nieba téż rada była mi przychylić,
Wszystkiém obdarzyć i wszystkiém zasilić;
Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/286
Ta strona została przepisana.