„W trzy lat dopiéro po mojém przybyciu
Tutaj na kresy — kiedy nawet gadka
O mnie ucichła, znalazła ślad matka,
Któréj już więcéj nie widziałem w życiu;
I wyprawiła, chociaż z tak daleka,
W te kraje za mną wiernego człowieka
Z trochą substancyi, z końmi, papiérami,
I z listem, w którym żegnała mnie łzami!
I na téj drodze, na domiar boleści,
Także z Malinek odebrałem wieści.
„Kiedym się w ów czas załamał na lodzie,
Przybył mój tabor w dzień po nas do Niemna,
A jeden z ludzi choć noc była ciemna,
Nie wiele myśląc, nie długo zabawił,
I jak z czém dobrém na gwałt się przeprawił,
I do Malinek doniósł o przygodzie.
„Gdy wpadł w dziedziniec, był to właśnie ranek,
A piérwsza Anna wybiegła na ganek:
„A gdzież Pan został?” ze trwogą go bada,
A ów nieszczęsny pachołek powiada:
„Pan nasz utonął!”
„I więcéj nie trzeba
Było dla Anny — bo po takiej wieści
Wpadła w malignę — i wziął Bóg do nieba
Anioła swego po krótkiéj boleści;
A mnie się twardy żywot tu zaznaczył,
Lecz krzyż poniosłem, bo nim Pan uraczył.”