Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

demną przewodził. Chcę być wolna i robić co mi się podoba. Uważaj, abyś nie przeciągnął struny. Skora mnie znudzisz, znajdę jakiego tęgiego chłopca, który zrobi z tobą to, co ty z jednookim.
Dancaire pojednał nas; ale powiedzieliśmy sobie rzeczy, które zostają na sercu i nie byliśmy już z sobą tak jak wprzódy. Wkrótce potem zdarzyło się nam nieszczęście. Osaczyło nas wojsko. Dancaire padł, a z nim dwaj towarzysze; dwóch innych pochwycono. Ja otrzymałem ciężką ranę, i gdyby nie mój dobry koń, byłbym wpadł w ręce żołnierzy. Wyczerpany znużeniem, mając kulę w ciele, ukryłem się w lesie z jedynym kamratem, który mi został. Zsiadając z konia zemdlałem; myślałem, że zdechnę już w krzakach jak zając postrzelony szrutem. Towarzysz zaniósł mnie do znanej nam groty, poczem poszedł po Carmen. Była w Grenadzie; przybyła natychmiast. Przez dwa tygodnie nie opuściła mnie ani na chwilę. Nie zmrużyła oka, pielęgnowała mnie z umiejętnością i względami jakich nigdy chyba żadna kobieta nie miała dla najukochańszego mężczyzny. Skoro tylko mogłem utrzymać się na nogach, zaprowadziła mnie w największej tajemnicy do Grenady.