statniem widzeniu. Może pan wie o niem więcej odemnie. Carmen ukradła panu zegarek; chciała też pańskich pieniędzy, a zwłaszcza tego pierścionka, który widzę na pańskim palcu, a który — powiadała — jest pierścionkiem magicznym, na którym jej bardzo zależy. Mieliśmy gwałtowną sprzeczkę, uderzyłem ją. Zbladła, rozpłakała się. Pierwszy raz widziałem ją płaczącą, i zrobiło to na mnie straszne wrażenie. Przeprosiłem ją, ale dąsała się na mnie cały tydzień, i, kiedy jechałem do Mantilli, nie chciała mnie uściskać. Ciężko mi było na sercu; ale, w trzy dni później, zjawiła się z twarzą rozjaśnioną, wesoła jak szczygieł. Wszystko poszło w niepamięć, byliśmy niby para najczulszych kochanków. W chwili gdyśmy się mieli rozstać, rzekła:
— Jest zabawa w Kordowie, chcę ją zobaczyć, przytem wypatrzę ludzi, którzy wracają z pieniędzmi, i powiem ci.
Pozwoliłem jej odjechać. Zostawszy sam, dumałem o tej zabawie i o tej odmianie humoru Carmen. Musiała się już zemścić, rzekłem sobie, skoro wróciła pierwsza. Wieśniak jakiś powiedział mi, że w Kordowie są byki. Krew zakipiała we mnie; pędzę jak szaleniec, przybywam do cyrku. Pokazano
Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.