Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

dercą. Carmen! moja Carmen! pozwól mi ocalić cię, i ocalić siebie wraz z tobą.
— José, odparła, żądasz niepodobieństwa. Nie kocham cię już; ty mnie jeszcze kochasz, i dlatego chcesz mnie zabić. Mogłabym cię jeszcze okłamywać; ale nie chce mi się tego trudu. Wszystko skończone między nami. Jako mój rom, masz prawo zabić swoją romi; ale Carmen zawsze będzie wolna. Urodziła się kalli, jako kalli umrze.
— Kochasz tedy Łukasza? spytałem.
— Tak, kochałam go, jak ciebie, przez chwilę, mniej może niż ciebie. Obecnie, nie kocham już nic, i brzydzę się sobą że cię kochałam.
Rzuciłem się do jej nóg, ująłem jej ręce, wilżąc je łzami. Przypominałem jej wszystkie szczęsne chwile, które spędziliśmy razem. Ofiarowałem się zostać rozbójnikiem, byle zachować jej miłość. Wszystko, panie, wszystko; ofiarowałem jej wszystko, byle mnie chciała kochać jeszcze!
Rzekła;
— Kochać cię jeszcze, to niemożliwe. Żyć z tobą dłużej — nie chcę.
Wściekłość mnie ogarnęła. Wyjąłem nóż. Byłbym chciał aby się zlękła i prosiła, mnie o litość, ale ta kobieta to był wcielony czart.