przechodzi najobojętniej w świecie do lingwistycznych uwag nad rozmaitemi narzeczami języka cyganów. Jest pewna kokieterya „dandyzmu“ w tym ostatnim rozdziale Carmeny; dandyzmu, którego elementy spotykamy zresztą nierzadko we współczesnym Romantyzmie.
Ta oszczędność w udzielaniu się, to nie prostytuowanie swych wzruszeń, daje niewątpliwie Mériméemu wielką siłę wyrazu.
Wystarczy lekkiego drgnienia jego głosu w noweli „Tamango“, tam gdzie Mérimée notuje wymownemi rysami ohydny stosunek rasy białej do czarnych swych braci, aby nas poruszyć głębiej niżby to mogła uczynić w tem miejscu jakaś bombastyczna humanitarna tyrada à la Wiktor Hugo.
Bo też, pod tym chłodnym spokojem, któż wie co się kryje? Jest w stylu Mériméego jakaś drażniąca zagadka: ten chłód, ta wzgarda dla ludzi, ta ironia nigdy nie zrzucająca maski, czy są nabytkiem rozczarowania, bólu, zawiedzionej uczuciowości, czy też naturą, którą przyniósł z sobą na świat? Nie wiemy; i ta zagadkowość fizyognomii Mériméego jest czemś co w nim pociąga i drażni. Tyle jest pewne, iż wiele głośniejszych znacznie utworów tej bujnej i hałaśli-
Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.