Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

pragnął. Usiadł. Jakiś szkolarz, brudny, nieuczesany, odziany w łachmany, jak tylu ich jest po uniwersytetach, podniósł na chwilę oczy z nad książki, aby je zwrócić na don Juana z wyrazem tępego zdumienia.
— Siadacie tutaj, rzekł niemal z przerażeniem, czy nie wiecie, że tu siada zazwyczaj don Garcia Navarro?
Don Juan odparł, że zawsze słyszał, iż miejsce należy do pierwszego który je zajmie, i że, wobec tego że było puste, sądził iż może wziąć je w posiadanie, zwłaszcza o ile don Garcia nie polecił sąsiadowi, aby mu je zatrzymał.
— Jesteście obcy, jak widzę, rzekł szkolarz, i bawicie tu od niedawna, skoro nie znacie don Garcii. Wiedźcie tedy, że to jest człowiek naj...
Tu szkolarz zniżył głos, jakby się lękał, aby go nie usłyszeli inni studenci.
Don Garcia to straszny człowiek! Biada temu, kto go obrazi! Cierpliwość jego jest krótka a rapir długi; bądźcie pewni, że, jeśli ktoś siądzie na miejscu gdzie don Garcia usiadł dwa razy, to wystarczy, aby wynikła zwada, jest bowiem bardzo drażliwy i obraźliwy. Kiedy ma z kim na pień-