Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

ku, wyzywa go i kładzie trupem. Ostrzegłem was; zrobicie, co się wam spodoba.
Don Juanowi wydało się nader dzikie, aby don Garcia miał pretensję zajmować najlepsze miejsca, nie zadając sobie trudu zdobycia ich swoją pilnością. Zarazem widział, iż wielu studentów przygląda mu się bacznie, i czuł jak bardzo byłoby upokarzające opuścić tę ławkę, skoro raz na niej usiadł. Z drugiej strony, wcale nie miał ochoty, zaledwie przybywszy, wchodzić w zwadę, zwłaszcza z człowiekiem tak niebezpiecznym na jakiego wyglądał don Garcia. Pogrążony w tem wahaniu, nie wiedział na co się zdecydować i siedział wciąż machinalnie na tem samem miejscu, kiedy wszedł jakiś student i zbliżył się prosto ku niemu.
— Oto don Garcia, rzekł sąsiad.
Ów Garcia był to młody człowiek, szeroki w barach, silnie zbudowany, z ogorzałą cerą, dumnem spojrzeniem i wzgardliwą twa rzą. Kaftan, koloru niegdyś czarnego, był bardzo wytarty, płaszcz podziurawiony; na tem wszystkiem wisiał długi złoty łańcuch. Wiadomo, że, od niepamiętnych czasów, studenci Salamanki i innych hiszpańskich uniwersytetów mieścili punkt honoru w