Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc, pchnął go szorstko i sam zajął miejsce, które szkolarz skwapliwie opuścił.
Skoro wykład się skończył, don Garcia dał swój adres nowemu przyjacielowi i zaprosił go do siebie. Następnie, pozdrowiwszy go ręką z poufałą swobodą, wyszedł, drapując się z wdziękiem w płaszcz podziurawiony jak sito.
Don Juan, trzymając książki pod pachą, zatrzymał się w krużganku, przyglądając się starym napisom zdobiącym mury, kolegium, kiedy spostrzegł, iż szkolarz, który przemówił doń pierwszy, zbliża się jakgdyby również chcąc obejrzeć napisy. Skinąwszy mu głową, aby okazać że go poznaje, don Juan chciał odejść, ale szkolarz przytrzymał go za płaszcz.
— Szlachetny don Juanie, rzekł, jeśli cię nic nie nagli, czy byłbyś łaskaw udzielić mi chwili rozmowy?
— Chętnie, odparł don Juan i oparł się o filar: słucham.
Perico obejrzał się na wszystkie strony niespokojnie, jakgdyby się obawiał że go ktoś śledzi, poczem zbliżył się do don Juana, szepcąc mu da ucha. Don Juanowi wydała się ta ostrożność zbędna, ile że w