Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

O, dodał, właśnie wstają i wychodzą z kościoła; spieszmy się aby zdążyć jak będą wsiadały do powozu; może wiatr uniesie spódniczki i zobaczymy jaką ładną nóżkę, albo i dwie.
Don Juan był tak oczarowany pięknością dony Teresy, że, nie zwracając uwagi na nieprzystojność tej mowy, podążył za don Garcią aż do bram świątyni, i ujrzał jak dwie szlachetne panienki wsiadły do karocy i opuściły plac przed kościołem, udając się na jedną z najbardziej uczęszczanych ulic. Skoro odjechały, don Garcia, wsadzając kapelusz na bakier, zakrzyknął wesoło:
— Oto mi śliczne dziewczęta! Niech mnie czart porwie, jeśli starsza nie będzie moją nim minie dziesięć dni! A ty czy daleko zaszedłeś z młodszą?
— Jakto, czy daleko zaszedłem? odparł don Juan naiwnie, ależ ja ją widzę pierwszy raz w życiu!
— Dobra racja w istocie! — wykrzyknął don Garcia. — Czy sądzisz, że ja o wiele dawniej znam Faustę? Mimo to, dziś oddałem jej bilecik, który przyjęła bardzo łaskawie.
— Bilecik? ależ nie widziałem, abyś pisał?