Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

kamiennym i rozpoczął półgłosem rozmowę z jedną ze słuchaczek.
Don Juan, podniósłszy oczy, ujrzał w oknie nad sobą kobietę, która przyglądała mu się z widoczną uwagą. Nie wątpił, że to jest siostra donny Fausty, ta, którą zarówno własna jego skłonność jak i wybór przyjaciela przeznaczyły mu na panią jego myśli. Ale był jeszcze nieśmiały, niedoświadczony, i nie wiedział jak zacząć. Naraz, chusteczka spadła z okna, i słodki głosik wykrzyknął:
— Och! Jezu! chusteczka mi spadła!
Don Juan podniósł natychmiast i podał na końcu szpady. Była to sposobność do nawiązania rozmowy. Głosik zaczął od podziękowania, potem spytał czy ów tak dworny kawaler nie był przypadkiem tego rana w kościele św. Piotra. Don Juan odparł że był, i że postradał tam spokój duszy.
— A to jak?
— Ujrzawszy panią.
Lody pękły. Don Juan był z Sewilli, i umiał na pamięć wszystkie mauretańskie historje, których język miłosny jest tak bogaty. Nie mogło mu zbraknąć wymowy. Roz-