Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

tajów naciskał cię z zbyt bliska, nawlecz go tak, jak zrobiłeś z tamtym.
Zaczem, obaj jęli pędzić z całą szybkością, jakiej mogła im użyczyć przyrodzona krzepkość, pomnożona lękiem przed, p. koregidorem, urzędnikiem, który był jeszcze straszliwszy dla studentów niż dla złodziei.
Don Garcia, który znał Salamankę jak pacierz, był mistrzem w wykręcaniu się po ulicach i gubieniu się w wąskich zaułkach, podczas gdy towarzysz jego, mniej doświadczony, z trudem zdołał mu nadążyć. Zaczynało im braknąć tchu, kiedy, na rogu jakiegoś zaułka, spotkali gromadkę studentów, którzy przechadzali się, śpiewając i brząkając na gitarach. Skoro tylko spostrzegli, że dwóch kamratów uchodzi przed pościgiem, pochwycili kamienie, drągi i wszelką możliwą broń. Gwardziści, zdyszani, uznali za właściwsze nie wszczynać zwady. Cofnęli się przezornie, a dwaj winowajcy schronili się, aby wytchnąć chwilę, do pobliskiego kościoła.
W bramie, don Juan chciał włożyć szpadę do pochwy, nie uważając za przyzwoite ani za chrześcijańskie aby wchodzić do domu bożego z orężem w dłoni. Ale pochwa stawiała opór, klinga wchodziła z trudnością;