— Mój ojcze, rzekł do Garcia, jesteś właśnie tym kogo szukałem; chodzi o kwestję sumienia, o ile zaś mnie fama nie omyliła, ty, ojcze, jesteś autorem owego słynnego traktatu De casibus constientiae, który tyle narobił hałasu w Madrycie?
Ksiądz, idąc na lep grzechu próżności, odparł, zakłopotany, że nie jest autorem tego dzieła (które, poprawdzie, nigdy nie istniało), ale że wiele zajmował się podobnemi materjami. Don Garcia, nie słuchając jego tłumaczeń, ciągnął w ten sposób:
— Oto, ojcze, w kilku słowach, sprawa, w której chciałbym twojej rady. Jednego z moich przyjaciół, dziś, przed godziną, dopadł na ulicy jakiś człowiek i rzekł: „Kawalerze, mam się bić o parę kroków stąd; mój przeciwnik ma szpadę dłuższą niż ja; chciej mi pożyczyć swojej szpady, iżby broń była równa“. Mój przyjaciel zamienia z nim szpadę. Czeka przez chwilę na rogu aż walka się skończy. Nie słysząc już szczęku oręża, zbliża się; cóż widzi? martwe ciało, przeszyte tąż samą szpadą, której właśnie pożyczył. Od tej chwili rozpacza, wyrzuca sobie swoją uczynność, lęka się iż dopuścił się śmiertelnego grzechu. Co do mnie, staram się go uspokoić; sądzę, iż to jest grzech
Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.