Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zbyteczna udawać wobec mnie; chcę ci dać przykład szczerości.
To mówiąc, rozchyliła płaszcz, i don Juan poznał donę Teresę.
— Szlachetny don Juanie, ciągnęła oblewając się rumieńcem, muszę ci wyznać, że dzielność twoja zjednała ci najżywszy mój współudział. Spostrzegłam, mimo mego pomięszania, że szpada twoja złamała się i że ją porzuciłeś w pobliżu naszej bramy. W chwili gdy wszyscy tłoczyli się koło rannego, zeszłam i podniosłam rękojeść twej broni. Oglądając ją, wyczytałam twoje nazwisko, i zrozumiałam w jakiem byłbyś niebezpieczeństwie gdyby się dostała w ręce twoich wrogów. Oto ona, szczęśliwa jestem, że ci ją mogę oddać.
Rzecz prosta, że don Juan upadł jej do nóg, rzekł, iż winien jej jest życie, ale że jestto dar bezużyteczny, wobec tego, iż przyjdzie mu umrzeć z miłości. Donie Teresie było spieszno, chciała bezzwłocznie odejść; słuchała wszelako don Juana z taką rozkoszą, iż nie mogła się zdobyć na rozstanie. Godzina blisko spłynęła w ten sposób, cała wypełniona przysięgami wiecznej miłości, całowaniem rąk, prośbami z jednej stro-