Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Co z ciebie za żółtodziób, mój kamracie, aby myśleć, że kobieta może się wahać pomiędzy kochankiem dawnym a nowym! Wierzaj, podziękujecie mi oboje jutro, nie wątpię o tem, a jedyna nagroda, o którą cię proszę, to abyś mi pozwolił w zamian umizgnąć się do Teresy.
Następnie, widząc że don Juan jest już niemal przekonany, rzekł: — Namyśl się; co do mnie bowiem, nie pójdę do Fausty dziś wieczór; jeżeli ty jej nie zechcesz, dam ten bilecik grubemu Fadrykowi, i on skorzysta z gratki.
— Na honor, niech się dzieje co chce! wykrzyknął don Juan chwytając bilecik; i, aby sobie dodać odwagi, wychylił duszkiem szklanicę wina.
Pora schadzki zbliżała się. Don Juan, którego wstrzymywała jeszcze resztka sumienia, pił na umór aby się zagłuszyć. Wreszcie zegar wydzwonił godzinę. Don Garcja zarzucił swój płaszcz na ramiona don Juana, i zaprowadził go aż do furtki; poczem, dawszy umówiony znak, życzył mu dobrej nocy i oddalił się bez najmniejszego wyrzutu z przyczyny łajdactwa które popełnił.
Natychmiast drzwiczki otworzyły się. Dona Fausta już czekała od pewnego czasu.