Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

pan nie przyjdzie... Pozwól, don Juanie, pójdę ją uwiadomić.
— Nie potrzeba.
— Pan masz jakąś dziwną minę, don Juanie.... Ty masz dla mnie jakąś złą wiadomość... Mów, czy don Garcji zdarzyło się jakie nieszczęście?
Aby sobie oszczędzić kłopotliwej odpowiedzi, don Juan podał biednej dziewczynie ohydny bilecik don Garcji. Przeczytała spiesznie, ale nie zrozumiała zrazu. Odczytała jeszcze raz, nie mogąc uwierzyć oczom. Don Juan przyglądał się jej z uwagą; widział jak naprzemian wodzi ręką po czole, przeciera oczy; wargi jej drgają, śmiertelna bladość okryła twarz. Zmuszona była oburącz trzymać papier, żeby nie upadł na ziemię. Wreszcie, zrywając się rozpaczliwym wysiłkiem zawołała:
— To wszystko kłamstwo! to okropny fałsz! Don Garcja nigdy tego nie napisał!
Don Juan odparł:
— Znasz jego pismo. Nie umiał oceniać skarbu, który posiadał... a ja przyjąłem, bo cię ubóstwiam.
Obrzuciła go spojrzeniem najgłębszej wzgardy, i zaczęła odczytywać list z bacznością adwokata, który podejrzewa sfałszo-