Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

była wieczerza. Następnie kazał się rozebrać i położył się do łóżka. Kazał zapalić w swoim pokoju dwie wielkie świece woskowe, na stoliku zaś leżała książka z plugawemi opowiastkami. Przeczytawszy kilka stronic uczuł senność; zamknął książkę i zgasił jedną świecę. Nim zgasił drugą, powiódł roztargnionym wzrokiem po całym pokoju; naraz, spostrzegł w alkowie obraz przedstawiający męki czyśćcowe, ten sam, któremu tak często przyglądał się dzieckiem. Mimowoli oczy jego zwróciły się na człowieka, któremu wąż wyjada wnętrzności, i, mimo że ta scena budziła w nim jeszcze większą grozę niż niegdyś, nie mógł się od niej oderwać. W tej samej chwili przypomniał sobie twarz kapitana Gomare i straszliwy skurcz jakim śmierć wykrzywiła jego rysy. Ta myśl przejęła go dreszczem, uczuł, że włosy jeżą mu się na głowie. Mimo to, zbierając odwagę, zgasił i drugą świecę, w nadziei iż ciemność zwolni go od wstrętnych obrazów, które go prześladowały. Ciemność spotęgowała jeszcze jego lęk. Oczy jego wciąż zwracały się ku obrazowi, którego nie mógł widzieć; ale był mu tak znany, iż malował się w jego wyobraźni równie dokładnie co gdyby był jasny